|
 |

|
|
|
 |
|
|
|
Szymański:
Nie
potrafię przebaczyć zwierzchnikom...
[2009-02-28
08:46:41]
Z Wincentym
Szymańskim, liderem Ruchu Ofiar
Księży rozmawia Przemysław
Prekiel.
Jak doszło do powstania
Ruchu Ofiar Księży?
Zacznę chyba od stwierdzenia że,
to wcale nie tak miało być. W
okresie skandali seksualnych w
Kościele amerykańskim,
dojrzewała we mnie decyzja
ujawnienia faktu molestowania
mnie i innych ministrantów
zakroczymskich, przez księdza
Maciaszka. Był to ciężki dla
mnie okres, całe wieczory
przesiadywałem w barze, przy
piwie i whisky. Codzienne
doniesienia mediów o ujawnianiu
się coraz to większej rzeszy
ofiar molestowania przez
katolickich księży pedofilów
powodowały odnowienie wspomnień,
chęć wykrzyczenia tego co mnie w
życiu spotkało. O ile
wewnętrznie byłem gotowy do
wybuchu, na zewnątrz nie
potrafiłem wypowiedzieć nawet
słowa "pedofil". Kilka lat
trwała próba "zalania"
powracających wspomnień o
molestowaniu alkoholem, aż
któregoś wieczoru postanowiłem
czas spędzany na piciu piwa
zastąpić czasem na przełożenie
na papier tego co mnie
wewnętrznie rozrywało.
Skierowałem list do Prymasa
Polski, Józefa Glempa, w którym
powiadomiłem go o tym co miało
miejsce w parafii Zakroczym i
żądałem powrócenia do tej
sprawy. Zignorowanie mojego
listu przez głowę Kościoła
katolickiego w Polsce,
spowodowało zapalenie się iskry,
która później wywołała wybuch.
Nie było to łatwe. To co czułem
nadal nie chciało jakoś,
zamienić się w mowę czy pismo.
Upłynęło około 2 lat, kiedy
nagle przyszedł jakiś potężny,
niespodziewany przełom. Zwołałem
spotkanie rodzinne... małżonka,
dorosły syn i córka.
Przedstawiłem im historię z
przed 40 lat, kiedy byłem
ministrantem w Zakroczymiu i
poprosiłem o wsparcie,
przepraszając jednocześnie, że
zajmuje ich swoimi przeżyciami
po upływie tak długiego okresu.
Fakt okazania zrozumienia i
pełnego poparcia ze strony mojej
najbliższej rodziny spowodował
wyjście ze sprawa molestowania
przez księdza, publicznie. I to,
było początkiem powstania stron
internetowych
KsiezaPedofile.Info. Ku mojemu
zdziwieniu, w przeciągu kilku
miesięcy istnienia stron,
otrzymałem dziesiątki emaili z
których wynikało, że nie jestem
sam, a ludzi z podobnymi
przeżyciami, są w Polsce co
najmniej setki. Kolejne listy do
biskupów płockich (Wielgusa,
Marcinkowskiego i Libery)
również pozostały bez
odpowiedzi. Oburzenie wśród
naszej, kontaktującej się już
wtedy, dużej grupy molestowanych
czy gwałconych przez księży
katolickich wzrastało. Wtedy to
właśnie ktoś poddał pod rozwagę
pomysł o utworzeniu "ruchu ofiar
księży pedofilów". Po
konsultacjach ustaliliśmy, że
ostateczna nazwa brzmieć będzie
"RuchOfiarKsiezy.Org". Dokładnie
tak, ponieważ nazwa oddaje
istotę rzeczy, a (org.)
uwidacznia możliwość łatwego
odnalezienia nas nie tylko w
Polsce, ale i świecie. Jest to
po prostu adres internetowy. W
zeszłym roku odwiedziło nasz
portal ponad 62 tysiące ludzi.
Wiem, że sam stałeś się
ofiarą księdza. Było to dawno
temu. Jak często wracasz do tego
zdarzenia?
Tak, miałem wtedy około 14 lat.
Było to ponad 40 lat temu, ale
wspomnienia, które wywołują u
mnie obrzydzenie i zgrozę,
przetrwały do dnia dzisiejszego.
Deprawacja seksualna młodego
człowieka ma ogromny wpływ na
jego dalsze życie. Nigdy nie
zapomniałem co się wydarzyło,
chociaż zajęty wychowywaniem
dzieci i niełatwym życiem
emigracyjnym nie zawsze miałem
czas aby zatrzymać się na chwile
i zapłakać, nie tyle nad moim
życiem, co nad życiem moich
kolegów ministrantów, dla
których los nie był tak
przychylny jak dla mnie. Oni,
tam w nietolerancyjnej Polsce,
nietolerancyjnym małym
miasteczku, pozbawieni
możliwości mówienia prawdy przez
zdewociałych parafian, nazywani
często pogardliwie "pedałami",
cierpieli tylko dlatego, że
chcieli być dobrymi chłopcami.
Poszli do kościoła służyć do
mszy, służyć Bogu jak to im
wmawiano. Jako nagrodę otrzymali
prześladowanie z rąk parafian,
podsycanych przez,
ochraniających księdza pedofila,
księży parafialnych i kurii
biskupiej z Płocka, która to,
wypełniając dekret papieski z
roku 1962, zwanym "Crimen
Solititationis", prowadziła ich
bezwzględną dyskredytacje,
wyniszczenie i doprowadziła do
sytuacji, kiedy już nikt nie
wierzył w to co mówią.
Co stało się z tym
księdzem?
Wiesz, nigdy tak naprawdę nie
chodziło o księdza który mnie
skrzywdził. Nigdy, nawet nie
próbowałem go odnaleźć.
Przebaczyłem mu już dawno. No
cóż to chory, bardzo chory
człowiek. Nie potrafię jednak
przebaczyć jego zwierzchnikom.
Jego nauczyciele, biskupi,
wiedzieli, że jest pedofilem, że
będzie krzywdził dzieci, a
jednak pozwolili na to, żeby
został księdzem i z dziećmi
pracował. Bo takie przecież jest
zadanie młodego księdza, praca z
dziećmi. To ich należy ścigać
prawnie i ukarać. Kim są ludzie,
którzy pozwalają księdzu
pedofilowi na pracę z dziećmi,
przenoszą go z parafii na
parafie i molestowanie nadal
trwa. Kim są ci ludzie? Czy jest
możliwe, aby oni też byli
pedofilami? Po tym, co się
wydarzyło w Zakroczymiu, gdzie
przenieśli księdza pedofila do
innej parafii i nadal pozwalali
mu na prace z dziećmi, dzieje
się tak na całym świecie, bo
dekret papieski dotyczący
postępowania w tych kwestiach
obwiązuje wszystkich biskupów na
całym świecie. Polecam do
obejrzenia film BBC, poświecony
temu dekretowi: http://www.ksiezapedofile.info/bbcfilm1.html.
Według oficjalnych wiadomości
ks. Maciaszek zmarł miesiąc
przed opublikowaniem w sieci
internetowej tragicznych
wydarzeń deprawacji seksualnej
ministrantów zakroczymskich tzw.
"sprawy zakroczymskiej".
Podkreślam "oficjalnych
wiadomości", czyli wiadomości
pochodzących ze źródeł
kościelnych, które niestety nie
są dla mnie godne zaufania.
Równie dobrze administracja
Kościoła mogła ukryć księdza
pedofila w innej parafii czy
zakonie w Polsce czy
gdziekolwiek na świecie. Takie
przypadki są nam znane.
Skontaktował się ze mną ktoś z
rodziny ks. Maciaszka twierdząc,
iż jego rodzina wiedziała o tym,
że był on pedofilem. Ale jakie
ma to znaczenie dla mnie? Tak
jak już mówiłem. Nie ksiądz, a
system, jego zwierzchnicy,
biskupi, są winni tragedii
ministrantów zakroczymskich.
Gdzie widzisz główną
przyczynę pedofilii księży?
Brak przejrzystości w działaniu,
administracji kościelnej, życie
w sekrecie, kultywowanie
sekretów, nadmierne zaufanie do
zawodu księdza, powoduje, że
ludzie mający problem z własną
seksualnością często wybierają
sutannę, pod którą ukrywają, kim
tak naprawdę są. Bycie księdzem
katolickim to wymarzone miejsce
dla pedofilów. Ciągła praca z
dziećmi, pełne zaufanie
rodziców, możliwość
niewłaściwego dotyku bez obawy
wywołania zdziwienia czy
gwałtownej reakcji. Poza tym
celibat. To chore, nienormalne,
zupełnie nie zgodne z naturą
życie tych ludzi. To życie w
samotności i strachu,
oszukiwanie samego siebie jest
straszne i powoduje załamania,
depresje i desperackie
działania. Człowiek musi być
dotykanym i musi dotykać. Dotyk
samego siebie jest czym innym
niż dotyk kochanej osoby,
prawda? Tak właśnie można
powierzchownie nazwać wymogi
natury w kwestiach seksualnych
ludzi. Idąc dalej za tym
stwierdzeniem, człowiek, aby
funkcjonować w miarę normalnie,
powinien kochać i być kochanym.
Nie ma chyba nic gorszego i
upokarzającego od oszukiwania
samego siebie, życia w ciągłym
strachu i ucieczki od siebie
samego. Czy ucieczką od tej
smutnej rzeczywistości mogą być
intymne przeżycia z kimkolwiek,
a więc i z dzieckiem? Osobą
jeszcze bardziej jeszcze
zagubioną, niż on sam - ksiądz.
Nie wiem. Bo przecież tak
naprawdę nikt nie wie do czego
samotność może doprowadzić
dorosłego człowieka w pełni sił.
Jak staracie się pomagać
ofiarom księży pedofili? Czego
oni oczekują, jak sobie z tym
dramatem radzą?
Ofiary księży pedofilów to nie
tylko ofiary deprawacji
seksualnej, ale także ludzie
którym skradziono wiarę. Wiarę
często wyssaną z mlekiem matki.
Ministrant to głęboko wierzący
chłopiec, wywodzący sie
zazwyczaj z głęboko wierzącej
rodziny. Ksiądz pedofil uczynił
wszystko, aby przekonać ofiarę o
tym, że to co miało miejsce, to
nie księdza, a ofiary. Żyją z
poczuciem winy, czuja się
brudnymi i żadne przeprosiny
ogólne ze strony administracji
kościelnej nie są w stanie tego
zmienić. Za każdą z ofiar
księdza pedofila kryje się
człowiek i jego osobista
tragedia, każda jest inna, każdy
inaczej przeżywa tę tragedię i
dlatego też powinno podchodzić
się do tych spraw,
nieszablonowo, a indywidualnie.
Materiał znajdujący się na
stronach, RuchOfiarksiezy.Org
powoduje, że ofiary molestowania
przez księży zaczynają się jakby
odradzać, zaczynają rozumować
innymi kategoriami, zdają sobie
choćby sprawę z faktu, że nie
ponoszą winy za przestępstwa
księdza pedofila. Że o tym nie
tylko trzeba mówić, ale z tym
walczyć, domagać się
zadośćuczynienia i ukarania
winnych. Proces ich odnowy trwa
i pewnie potrwa jeszcze długo.
Jedno jest pewne, świadomość
społeczeństwa w Polsce, jeśli
idzie o kwestie przestępstw
księży katolickich, wzrasta w
zawrotnym tempie, a to musi
doprowadzić do wystąpienia ofiar
na drogę sądową przeciwko
instytucji, która do tej pory
wydawała się nietykalną.
Czy nie sądzisz, że
celibat jest niezgodny z ludzką
naturą, że jego zniesienie
mogłoby rozwiązać problem
pedofilii wśród kleru?
Nie mylę aby zniesienie,
zupełnie niepotrzebnego, wbrew
naturze, znienawidzonego przez
hetero księży, celibatu
spowodowało nagle znikniecie
problemu, ale nie ulega
wątpliwości, że istotnie by go
zmniejszyło. Pozwoliłoby również
na zaistnienie w końcu jakichś
normalniejszych układów w
środowisku księży. Układów,
zależności, w których księża
pedofile zaczęliby być
nieakceptowani od środka, ze
strony księży kolegów i ich
małżonków, drżących o
bezpieczeństwo własnych dzieci.
Zaczęłaby może wreszcie działać
jakaś wrażliwość na krzywdę
dziecka, która do tej pory w
środowisku księży nie istnieje.
W jaki sposób staracie się
informować ludzi o pedofilii
wśród księży? Ksiądz do niedawna
to wielki autorytet.
Trafnie powiedziane "do
niedawna". Do niedawna też z
trudem można było znaleźć w
internecie coś na temat księży
pedofilów w języku polskim.
Jedynie "Fakty i Mity" tak
naprawdę nie obawiały się
podejmować ten niełatwy temat.
Dwa lata temu minister edukacji
nie rozróżniał pedofila od geja,
a o ludziach na prowincji lepiej
nie mówić. Świadomość
społeczeństwa wzrasta, sprzyja
temu postawa młodego pokolenia.
Wiedza jest siłą. Sytuacja
polityczna, integracja z reszta
Europy sprzyja szerzeniu się
tolerancji, lepszemu rozumieniu
i akceptacji ofiar księży
pedofilów, co z kolei pomaga w
decyzji o ich ujawniania się.
Czy wiesz, jaki będzie efekt
zamieszczenia tego wywiadu w
portalu lewica.pl? A no taki, że
następne lody, bojaźni i obaw,
gdzieś tam popękają, następne
ofiary postanowią się ujawnić. I
o to właśnie chodzi. Autorytet
księdza nic tu nie pomoże,
pierwsze kamyki zostały z góry
"moloch" oszczypane. Kiedy ruszy
lawina? Któż to wie? W USA
podobna sytuacja trwała ponad 10
lat. Milcząca postawa
administracji Kościoła w Polsce,
sprzyja rozwojowi sytuacji.
Naszym zadaniem jest skupienie
wokół nas jak najwięcej ofiar i
ich edukacja, poprzez internet i
nie tylko. Ważnym elementem
naszego działania musi być
współpraca z przychylnymi nam
mediami, chociaż często, ze
względu na dobro ofiary, jest to
utrudnione. Na pewno nie mamy
zamiaru oczekiwać w modlitwie,
tak jak by sobie tego życzyła
administracja, Kościoła
katolickiego. Przebaczamy, ale
oczekujemy zadośćuczynienia i
ukarania winnych.
Jak układały się losy
ofiar księzy, których miałeś
okazję poznać? Wiem, że nie
jedna osoba próbowała popełnić
samobójstwo, nie jednej się
udało i każda straciła wiarę.
Popadanie w narkomanię,
alkoholizm, agresywność,
niemożność trwania w jednym
związku, czasami przeszłość
kryminalna to tylko kilka z
wielu przykładów jakie
charakteryzują ofiary
seksualnego wykorzystania. Kiedy
widzimy ofiarę wypadku
samochodowego współczujemy,
staramy się pomóc bez względu na
to, do jakiej grupy społecznej
należy. Dlaczego? Dlatego, że
widzimy obrażenia, cierpienie
ofiary. Z ofiarami seksualnego
wykorzystywania powinniśmy
postępować podobnie, bo chociaż
nie widzimy zadanych im ran, one
są, one istnieją i dadzą o sobie
znać podobnie, jak obrażenia
wypadkowe wewnętrzne. Dlaczego
więc pomagającego ofierze
wypadku mamy wyróżnić jako
"przykładnego obywatela", a
pomagającego ofiarom księży
pedofilów, traktować tak jakby
zdradzał parafię, Kościół czy
chrześcijaństwo? Utrata wiary to
jakby normalne u ofiar księży
pedofilów. Nie zawsze mówią o
tym głośno, nie zawsze przyznają
się do utraty wiary w Boga, ale
jest to znanym faktem. Nie
dziwię się takiej reakcji ze
strony ofiar. Powiem więcej -
mamy do tego prawo. Myśmy wiary
nie porzucili, nam naszą wiarę
skradziono. Poważniejszym
problemem jest wysoki procent
samobójstw w ofiar księży
pedofilów. Fakty mówią, że wielu
z nas nie potrafi samemu
poradzić sobie ze skutkami
molestowania czy gwałtu
dokonanego przez księdza.
Alkohol, życie w depresji,
niezadowolenie, rezygnacja z
życia powodują zachowania
samobójcze. Wytworzona przez
administrację Kościoła sytuacja
sprawia, że ofiary molestowania,
podobnie jak ludzie ze
środowiska gejowskiego, są
często prześladowani. Potrzeba
czasu, aby się to, w jakiś
sposób zmieniło.
Statystyki mówią, że brak
tolerancji, brak zrozumienia dla
istoty problemu to cecha głównie
mało wykształconych, mało
czytających, mało wiedzących,
mało podróżujących. Generalnie
mówiąc, mało wiedzących ludzi.
Obecna sytuacja Polski, dostęp
do internetu, masowe wyjazdy
zagraniczne, a z drugiej strony
perfidna bezduszność i
ignorancja, pazerność i
upolitycznienie kleru czy
wymuszanie nauki religii w
szkołach, to tylko niektóre
procesy, które zmienią
diametralnie podejście
społeczeństwa do rożnych
zagadnień wiary i Kościoła, w
tym również podejścia do ofiar
księży pedofilów.
|
Wincenty Szymański RuchOfiarksiezy.Org
|
 |
|
 |
|
|
|
 |
|
Debata
o Kościele
[2009-05-15
08:15:43]
Czy 20 lat liberalnej
demokracji w Polsce przyniosło
Kościołowi rzymskokatolickiemu
więcej zysków czy strat?
Andrzej Koraszewski: W
1989 roku jesienią przyjechałem
na urlop do Polski i w rozmowach
z wierzącymi przyjaciółmi
kilkakrotnie słyszałem głosy
niepokoju, że kler wskakuje w
buty sekretarzy PZPR. Wyrażali
również obawy, że Kościół może
na tym bardzo stracić.
Oczywiście moi wierzący
przyjaciele należeli do
liberalnego skrzydła
inteligencji katolickiej i
trudno było o wątpliwości, że
nieco inaczej definiowali
"Kościół" niż kardynał Glemp.
Kościół triumfujący z rozmachem
wszedł na arenę polityczną i nie
ukrywał, że zamierza być wiodącą
siłą polityczną, aczkolwiek miał
problem ze zdefiniowaniem
technik wpływania na politykę.
Patrząc wstecz na te dwie dekady
widzimy "sukces" w postaci
zmienienia Polski w państwo
semiwyznaniowe. Wszystkie partie
polityczne (włącznie z SLD)
uważały, że warunkiem wygrania
wyborów, czy nawet zachowania
swojego elektoratu, są możliwe
tylko przy poparciu Kościoła i
pod warunkiem niekończących się
ustępstw wobec hierarchii. W
efekcie trudno dziś ocenić,
która partii oddała Kościołowi
najwięcej.
Kościół zyskał nieprawdopodobne
wpływy na politykę, na
ustawodawstwo, na oświatę, i na
media publiczne, uzyskał
nieprzyzwoite rekompensaty. Z
drugiej strony, w drugiej
dekadzie zaczął tracić wiernych,
ostatnie lata przynoszą widoczny
spadek autorytetu Kościoła, co
widać nie tylko w statystykach
ludzi uczestniczących w
praktykach religijnych, ale i w
liczbie powołań kapłańskich.
Sekularyzacja wydaje się
nabierać przyspieszenia, co
oczywiście wywołuje
radykalizację wystąpień kleru.
Maria Szyszkowska: Przede
wszystkim kwestionuję pojęcie
liberalna demokracja, są w
Polsce instytucje demokratyczne,
ale demokracja to ustrój, w
którym dominuje wolność, a
takiej w Polsce nie ma, bo
jesteśmy społeczeństwem
jednoświatopoglądowym. W ciągu
20 lat Kościół spotęgował swoje
znaczenie - miał ogromne
przywileje także w PRL - a w tej
chwili nie tylko za sprawą
Kościoła, ale za sprawą rządów
zarówno lewicowych, jak i
prawicowych, Polska przeobraziła
sie w państwo katolickie.
Adam Cioch: W Polsce
trudno mówić o liberalnej
demokracji w sensie ścisłym tego
pojęcia. Są instytucje
demokratyczne, ale rzeczywistej
demokracji ciągle jest niewiele.
W miejsce autentycznego
ludowładztwa, którego brakuje
powstała mieszanka
pseudodemokracji oligarchicznej
i wyznaniowej. Kościół jako
jeden z najsilniejszych graczy
na polu politycznym świetnie
sobie w takim kalekim ustroju
daje radę manipulując innymi
graczami i odważnie sięgając po
profity. W ostatnich latach
społeczny opór wobec różnych
form dominacji kleru
(finansowej, ideologicznej)
narasta i Kościół nie bardzo
sobie z nim radzi. Zdaje się, że
oglądami właśnie początek jego
upadku – mówią o tym wszelkie
dostępne dane statystyczne z
ostatnich 4 lat.
Wincent Szymański: A
dlaczego miałoby przynieść
straty? Zwycięscy dzielą sie
łupem, prawda? Kościół katolicki
w Polsce w okresie buntu
Polaków, tworzenia się
"Solidarności" czy w okresie
stanu wojennego, stanął po
stronie "zbuntowanych". Czasami
zachowując bierność, milczenie,
a czasami działając pokazowo
poprzez
księży w poszczególnych
parafiach, stanął po stronie,
która okazała się zwycięską
przyczyniając się tym samym, do
zmiany ustroju. Oczekiwania
społeczeństw, rzadko pokrywają
sie z dążeniami bogatego KrK i
jego egoistycznych przywódców,
ale w przypadku "Solidarności"
trzeba przyznać, że KrK, nie
zawiódł oczekiwań. Czym się
Kościół kierował, zajmując
takie, a nie inne stanowisko,
wobec zaistniałej sytuacji, to
już zupełnie inny temat.
Jest dla mnie, jak najbardziej
zrozumiałe, że na pewnym etapie
pomocy KrK w realizacji planów
zmiany systemu musiały być
dyskutowane kwestie podziału
zdobyczy po zwycięstwie. Tak jak
dyskutowane były gwarancje
bezpieczeństwa i nietykalności
członków stron biorących udział
w porozumieniu, tak i zwrot
utraconych przez KrK
posiadłości, wpływów w
szkolnictwie czy szpitalach
musiał również być dyskutowany.
W polityce jak handlu, nie ma
nic za darmo. Pamiętam, że
mówiło się o tym, na długo przed
ustaleniami Okrągłego Stołu.
Kościół nigdy nie ukrywał faktu,
że w przypadku zmian
ustrojowych, domagał się będzie
zwrotu posiadłości i
przywilejów.
Stronie rządowej, nie robiło to
żadnej różnicy, ponieważ ich
czas się i tak kończył. Oni
walczyli raczej o gwarancje
nietykalności ze strony "nowej
władzy". "Solidarność" natomiast
nigdy nie śmiałaby przeciwstawić
się żądaniom Kościoła. Tak więc
to czego żądali... to otrzymali.
A, że apetyt wzrasta w miarę
jedzenia. Żądania "zwrotów"
mienia, szybko mogą się nie
zakończyć.
Zdzisław Słowik: W
mijających 20 latach Kościół
katolicki w Polsce i zyskał i
stracił zarazem: zyskał poprzez
poważne powiększenie swych
doczesnych dóbr, ale zyski
materialne – często uzyskane
drogą niegodziwą - wcale – jak
sądzimy - nie przełożyły na
wzrost jego autorytetu i
społecznego wpływu. Ostatnie
wyniki opublikowane przez
Instytut Statystyki Kościoła
katolickiego dobitnie
potwierdzają tę sugestie:
wskazują na gwałtowne
pogorszenie się wszystkich
wskaźników społecznego poparcia
Kościoła.
A jak z konstytucyjnym
zapisem rozdziału kościoła od
państwa? Czy Kościół traktował
ten zapis poważnie?
Andrzej Koraszewski:
Oczywiście Kościół nie jest
monolitem. Wydaje się jednak, że
mamy tu do czynienia z otwartą
niechęcią. Widać to było zarówno
podczas debaty nad konstytucją
(większość hierarchii była
przeciwna konstytucji w jej
obecnym kształcie) jak i w
osobliwych interpretacjach owego
rozdziału. Przy każdej dyskusji,
czy to na temat oświaty, mediów,
konstytucji polskiej czy
konstytucji UE hierarchia
kościelna domaga się stanowczych
deklaracji o chrześcijańskim
charakterze państwa czy Unii,
poszanowania (czytaj dominacji)
tzw. wartości chrześcijańskich w
prawie, w oświacie, w mediach.
Twierdzenia o poważnym
traktowaniu rozdziału Kościoła i
państwa zakraqwaja tu raczej na
parodię.
Marisza Szyszkowska: Nie
był i nie jest przestrzegany
przez żadną ze stron. Gdyby
tylko Kościół tego
konstytucyjnego zapisu nie
przestrzegał to nie powstałoby
państwo katolickie. Przede
wszystkim do państwa a nie do
Kościoła należy mieć pretensje,
że nie jesteśmy państwem
demokratycznym, że nie ma
społeczeństwa
wieloświatopoglądowego. Każda
instytucja chce poszerzać swoje
wpływy, ale tu nastąpiła zgoda
ze strony państwa.
Adam Cioch: Konstytucja
zapewnia neutralność państwa i
Kościoła, a nie jasny rozdział.
Oczywiście, nie ma nawet takiej
mglistej neutralności, czego
dowodzi np. quasiobowiązkowa
religia w szkołach, czy
finansowanie dzieł religijnych z
budżetu publicznego. Kościół ma
zawsze tę samą taktykę – bierze
tyle władzy i wpływów, na ile mu
się pozwoli, na ile pozwalają
politycy, urzędnicy i
społeczeństwo. Zapisy
konstytucyjne niewiele mają tu
do rzeczy, bo konkretne
rozwiązania prawne nie są z nią
uzgadniane. Jedynym wyjściem
jest konsekwentne respektowanie
owej neutralności w prawodwstwie,
ale nie ma na to woli
politycznej żadnej z ważnych
partii, ani Trybunału
Konstytucyjnego.
Wincent Szymański: Dla
KrK kwestia rozdziału Kościoła
od państwa nie jest nawet
problemem.
Świeckie prawa nie obowiązują
przywódców KrK. Najchętniej
wszystkie prawa świeckie
zastąpiliby prawami
kanonicznymi, czy tzw. "Prawami
Boskimi". Według to których
jedynymi zapisami czy
rozporządzeniami jakie
obowiązują są rozporządzenia
płynące ze "Świętego Biura
Watykanu", które jak to się
podkreśla, poprzez papieża - od
samego Boga pochodzą. Wszystkie
inne zapisy "ludzkich" praw
traktowane są jako zło konieczne
i zarazem, swojego rodzaju "bat"
na pospólstwo.
"Człowiek, człowieka, nie ma
prawa sądzić... a kiedy
przysięgasz na Biblie nie musisz
mówić prawdy". Tak właśnie
rozumie się prawa świeckie w
środowisku księży. Prawa
świeckie wybrańców Boga... nie
obowiązują. Prokuratura
generalna USA domagająca się
ekstradycji z Watykanu
oskarżonych o pedofilię księży
jest notorycznie ignorowana z
tych właśnie względów.
W Polsce KrK nie bierze na
poważne żadnych zapisów
konstytucyjnych dotyczących
rozdziału Kościoła od państwa bo
nie musi tego czynić dopóki tak
wysoka liczba Polaków utożsamia
sie z tą instytucją.
Dla administracji KrK mowa o
konstytucyjnych zapisach jest
jedynie wołaniem spragnionego na
pustyni. "Przeprowadźmy
referendum, niech naród się
wypowie w tej sprawie" -
powiadają. Nikomu nie trzeba
chyba udowadniać jaki byłby
wynik takiego referendum.
Zamachem na Kościół, wiarę i
Chrystusa nazwano by próbę
forsowania obecnej
rzeczywistości.
Oczywiście należy domagać się
bezwzględnego przestrzegania
zapisów Konstytucji i w dogodnej
sytuacji doprowadzić do
wypełnienia jej postanowień, ale
obawiam się, że na efekty trzeba
będzie jeszcze nieco poczekać.
Zdzisław Słowik: W
Konstytucji RP nie mówi się o
"rozdziale Kościoła od państwa",
lecz o "neutralności państwa w
sprawach światopoglądowych". To
dla ścisłości pojęć, którymi się
posługujemy. W tej kwestii mamy
do czynienia z jej złożonością,
choć mówiąc najogólniej można
powiedzieć, że i ta zasada –
neutralności światopoglądowej -
jest przez Kościół naruszana, a
jej naruszanie jest nadto
tolerowane przez władze
państwowe.
Jak w tej chwili wygląda
zaufanie do Kościoła? Skandale
obyczajowe czy finansowe chluby
mu nie przyniosły, ale czy jego
siła rośnie?
Andrzej Koraszewski:
Trudno o wątpliwości, że to
zaufanie do Kościoła spada, ale
z drugiej strony rośnie
mobilizacja i radykalizacja
"oddziałów elitarnych". Tak
naprawdę nie mamy pojęcia o
rozmiarach wpływów organizacji
takich jak Opus Dei, natomiast
"pospolite ruszenie" chyba
słabnie. Ani Radio Maryja, ani
pielgrzymki nie mają dziś tej
siły przyciągania, którą
wydawały się mieć jeszcze kilka
lat temu.
Maria Szyszkowska: Ma Pan
rację, że rozmaite skandale,
łącznie ze skandalem "Stella
Maris", podważają autorytet
Kościoła, ale jednocześnie jest
tak wielka siła mącenia
świadomości społeczeństwa, że
nadal utrzymuje się przekonanie,
że każdy przyzwoity Polak to
katolik. Nadal nie słyszy się o
istnieniu np ateistów, czy
wyznawców religii
niechrześcijańskich w Polsce. W
przeciętnym obywatelu nadal
katolicka obyczajowość jest
niezmiernie silna. Ludzie,
którzy nie chodzą do kościoła,
jednak chrzczą dzieci,
wyprawiają komunijne przyjęcia ,
biorą śluby w kościołach itd. Ta
siła oddziaływania Kościoła w
sferze obyczajowej jest
nieprawdopodobnie silna. Nie ma
dla niej przeciwwagi w postaci
obyczajowości świeckiej.
Adam Cioch: Kościół
słabnie, nie ma już wątpliwości.
Widać to wyraźnie od śmierci
Jana Pawła II. Pustoszeją
powoli, ale nieubłaganie zakony,
seminaria, kościoły. Z tych
ostatnich ubyło tylko w zeszłym
roku 4 procent wiernych. To niby
niewiele, ale jeśli ten trend
okaże się stały, to w 10 lat
zniknie z kościołów ok. połowy
wiernych! Gdyby tak się stało,
to za 10 lat będziemy żyli już w
innym kraju, nawet jeśli inne
parametry religijne (ateizacja,
udział w katechizacji itp.) nie
uległyby większym zmianom. A
ulegną! Widać np. wyraźnie
skutki fali tzw. Nowego Ateizmu.
W pewnych środowiskach bycie
ateistą stało się modne, a
katolikiem "obciachowe". Dla
Kościoła to jest śmiertelne
zagrożenie, bo polski płyciutki
katolicyzm opiera się w gruncie
rzeczy na pewnym przyzwyczajeniu
i nacisku otoczenia. Jeśli tego
zabraknie, to nasze mityczne
"przywiązanie do wiary" Polaków
rozpadnie się jak domek z kart.
Wincent Szymański:
Zaufanie do Kościoła nawet gdyby
spadło do zera, to i tak nie
oznaczałoby, na przykład zgody
na zdejmowanie krzyży ze ścian
obiektów państwowych i
publicznych. Siła religii
katolickiej polega między innymi
na tym, że ma ona wiele do
zaoferowania, słabym ludziom.
Ksiądz to bardzo dogodna dla
tych ludzi postać. Przyjęcie
przez wierzących, że KrK i jego
księża są wybrańcami,
posiadającymi "licencję" na
doprowadzenie wiernych do życia
wiecznego poprzez spowiedź,
rozgrzeszenie, ostatnie
namaszczenie czy inne dziwne
ceremonie jest prawdziwą siłą
kościoła rzymskokatolickiego.
Człowiek wierzący w moc księdza,
spowiedzi i rozgrzeszenia tak
naprawdę nie potrafili
sprzeciwić się tym, którzy tak
dogodny serwis oferują. Myślę,
że prawdziwe osłabienie KrK musi
nastąpić wewnętrznie,aby
przyniosło pożądane skutki.
Jedno jest pewne - rozpoczęcie
pewnych procesów, jakich
jesteśmy obecnie świadkami -
będzie bardzo trudne do
zahamowania. Przez tysiące lat
Kościołowi udawało się,
manipulować milionami naiwnych
ludzi, ale obecnie jednak staje
się to niezwykle trudne do
realizacji, a czasami wprost
niemożliwe.
Zagubieni w powstałej sytuacji
nie potrafią dostosować się do
zaistniałych zmian. Uporczywie
próbują stać przy swoich
manipulacjach, które tak
naprawdę, nawet u wierzących,
wywołują żałosne uśmiechy, jeśli
nie oburzenie. Nie bez powodu
KrK tak uporczywie walczy z
nauką, rozwojem, postępem
społecznym czy jakimkolwiek
logicznym myśleniem. Szybki
wzrost świadomości społeczeństw
powoduje zadawanie pytań na
które oni, "wybrańcy Boga", nie
posiadają innej odpowiedzi,
jak... "Taka jest wola boża".
Odpowiedź ta, z konieczności,
czy wymuszona, musiała
satysfakcjonować w przeszłości,
ale obecnie, wprost przeciwnie -
zradza dziesiątki następnych
pytań a kiedy odpowiedzi nadal
brak - wzmacnia nieufność do
"nauczycieli" i instytucji,
którą reprezentują.
Nie tyle skandale seksualne czy
finansowe wyrządzają potężne
szkody KrK co reakcja na nie czy
raczej brak ludzkiej reakcji. Co
gorsze postawa "nauczycieli" nie
może się zmienić, ponieważ mamy
do czynienia z ludźmi żyjącymi w
sztucznym "balonie", ludźmi
kompletnie odizolowanymi od
rzeczywistości. Samolubami tak
dalece zapatrzonymi w samych
siebie, że nie potrafią już
nawet poprawnie odpowiadać na
krytykę normalnie żyjącej części
społeczeństwa.
Do KrK, dociera jedynie i
wyłącznie jeden język. Jest nim
"język mamony". Kiedy muszą
płacić przypominają sobie nagle,
że są jedynie ludźmi, tak jak
wszyscy inni ich otaczający.
Spadek dopływu gotówki,
wyniszczające odszkodowania za
molestowanie czy gwałcenie
małoletnich przez księży w
krajach wysoko rozwiniętych
powodują zupełnie nieznane
dotychczas sytuacje, zachowania
i reakcje po obu stronach.
Wewnętrzny spór o przyszły
kierunek KrK pogarsza istniejącą
rzeczywistość.
W polskim Kościele, ostatnim
wyborem "nowego"
przewodniczącego KEP - wybran,
przeczekanie powstałej sytuacji.
Polscy biskupi postanowili,
nie wychylać się ponad ustalone
reguły gry. A nóż wszystko
powróci do normy. Nowo wybrany
przewodniczący, realizację
decyzji biskupów zapewnia w stu
procentach. Ale czy najlepszym
wyjściem jest udawanie, że nic
się nie dzieje? Nie lepiej
byłoby zadbać o swoje podwórko
zamiast czekać, aż ktoś za nich
to uczyni?
Zdzisław Słowik: Jak już
mówiliśmy, autorytet Kościoła
katastrofalnie maleje, a dotyczy
to przede wszystkim autorytetu
Kościoła jako instytucji i osób
tej instytucji. Oczywiście,
skandale obyczajowe czy
finansowe miały i mają istotny
wpływ na ten stan rzeczy.
Co Kościół może obecnie
zaproponować młodych ludziom,
jak ich chce przyciągnąć? Nie ma
już autorytetu w postaci Jana
Pawła II.
Andrzej Koraszewski:
Kościół daje poczucie wspólnoty,
daje oparcie w tradycji, apeluje
do określonych środowisk. W
wielu miejscach obserwuje się
zmiany idące z duchem czasu,
czyli księży apelujących do
młodych poprzez młodzieżową
muzykę czy podejmowanie
młodzieżowych problemów. Jedną z
największych atrakcji Kościoła
jest wolontariat, pomoc innym.
(Dlatego Kościół tak nienawidzi
Jurka Owsiaka, gdyż chce mieć
monopol na tym polu.) Państwo
bardzo chętnie oddaje
działalność charytatywną w ręce
Kościoła, partie polityczne i
laickie organizacje społeczne są
często bezradne i nie potrafią
pokazać alternatywy społecznego
działania na rzecz innych. Nic
nie wskazuje na to, aby lewica
czy inne ugrupowania potrafiły
(lub chociażby próbowały)
wyprodukować postaci takie jak
Jurek Owsiak. W politykę wchodzą
młodzi karierowicze, masy
młodych ludzi to jednak po
prostu ludzie wrażliwi i tu,
mimo całej hipokryzji Kościół
długo będzie atrakcją (chociażby
z braku alternatywy).
Maria Szyszkowska:
Kościół robi wszystko co może,
żeby autorytet Jana Pawła II
utrzymać, żeby traktować go jak
niemal Boga. Wystarczy
przejechać się jakimkolwiek
pociągiem w Polsce żeby
przeczytać wielkie reklamy
przekładów Starego czy Nowego
Testamentu. Zaznacza się
niesłychanie silna ekspansja
Kościoła. Ma on ogromną siłę
mediów do dyspozycji, jakiej nie
ma żadna inna grupa
światopoglądowa w Polsce. Ta
ekspansja w sferze
światopoglądowej jest tak bardzo
silna, łącznie z religią
wprowadzaną do przedszkoli, że
nie ma sensu rozpatrywanie co
Kościół ma do zaoferowania
młodym ludziom. Świadomość
wzrastającego pokolenia jest
ukształtowana w duchu jednego
tylko światopoglądu i jednego
autorytetu – Jana Pawła II.
Adam Cioch:
Społeczeństwo, jak powiedziałem
wyżej, szybko się zmienia, a
Kościół nie ma mu nic do
zaoferowania. W każdym razie nie
ma nic nowego i atrakcyjnego.
Żadnej charyzmatycznej postaci
nawet, żadnego fermentu
intelektualnego. Tylko stare
metody z czasów JP II, w tym
coraz bardziej żenujący i
sztucznie podtrzymywany przez
usłużne media i polityków kult
tej postaci, niewątpliwie cennej
z punktu widzenia interesów
Kościoła. Mam wrażenie, że czeka
nas światopoglądowy i kulturowy
przełom, możliwe, że większy niż
ten jaki nastąpił wraz z
przemianami 1989 roku. I bardzo
mnie to cieszy, bo to będzie
ruch w stronę laicyzacji.
Życzyłbym sobie, aby był to
także ruch w stronę racjonalizmu
i świeckiego humanizmu. Ten
ostatni ze swej natury jest
lewicujący i prospołeczny.
Wincent Szymański: Myślę
że Kościół rzymskokatolicki
nigdy nie miał i nie ma, tak
naprawdę, nic do zaoferowania
młodym ludziom. Religia jest dla
młodych po prostu za nudna, a
księża sztuczni. W wykonaniu
wyłącznie płci brzydkiej staje
się szczególnie nie do
przyjęcia, dla młodych i
wykształconych kobiet.
Antyseksualność w nauczaniu KrK
odstrasza młodych, a kiedy
słyszą o deprawacji seksualnej
ich rówieśników przez księży,
którzy występują przeciwko
praktykowaniu seksu dla
przyjemności – młodzi o
Kościele, nie chcą nawet
słyszeć.
KrK (czy raczej jego
administracja) w odróżnieniu od
młodych ludzi to skrajni,
skorumpowani, skostniali,
nietolerancyjni, uganiający się
za
dobrami tego świata
"profesjonaliści", których
zadaniem jest przekonywanie
wszystkich dookoła, że jedynie
ich instytucja i opcja jest
nieomylną i tą jedyną. Młodzi
tego nie lubią, żądają
możliwości wyboru.
Zamiast zarażać młodych wiarą w
siebie i nadzieją na przyszłość,
bez której jakikolwiek sukces
osobisty czy zawodowy jest
niemożliwy do osiągnięcia - KrK
obiecuje im wspaniałe życie...
po życiu. Zamiast głosić
tolerancyjność i
równouprawnienie, KrK dzieli i
sieje niezgodę głosząc swoje
archaiczne poglądy obwinia
ludzkość począwszy od
niemowlęcia po starca... za to
że istnieją.
Po śmierci polskiego papieża
życie toczy się dalej, tak jak
zresztą ma to miejsce zawsze i
wszędzie po śmierci każdego
człowieka. Wydaje się, że
szczególnie młodzi potwierdzają
swoim zachowaniem, znane
powiedzenie "umarł król... niech
żyje król". Dla każdego chyba
Polaka, choć z różnych względów,
Jan Paweł II, był kimś na pewno
niezwykłym, ale czy jego era
spowodowała, jakieś stałe,
wewnętrzne zmiany u młodzieży?
Czy młodzi stali się lepsi? Nie
sądzę.
Życie, szczególnie młodych
ludzi, powróciło do normy.
Pozostały po papieżu pomniki i
wspomnienia, ale życie musi
toczyć się dalej. I słusznie,
młodość ma swoje prawa, Młodzi
ludzie mają przede wszystkim
prawo do rozwoju, budowania
swoich własnych karier
zawodowych. Opieranie się na
czyimś sukcesie przy budowie
swojego jest jak
najbardziej wskazane, ale życie
w nieskończoność, czyimś
sukcesem to utopia. Życie
przeszłością nie wpływa dodatnio
na utwierdzanie wiary w siebie,
absolutnie niezbędnej do
budowania kariery zawodowej,
bycia człowiekiem sukcesu.
Podobnie, jak polski papież, Jan
Paweł II, nim był.
Zdzisław Słowik: Zapewne
w Kościele usilnie myśli się nad
tym, co zaproponować młodym
ludziom, jak ich pozyskać dla
wiary i Kościoła. Efektów tego
myślenia nie widać i nic nie
wskazuje, aby w najbliższej
przyszłości Kościół uzyskał w
tej mierze jakieś istotniejsze
sukcesy. Coś poważniejszego może
się zdarzyć, jeśli nastąpi w
Kościele zwrot strategiczny,
podobny do tego co uczynił dla
Kościoła II Watykański Sobór
Powszechny.
==========================
Andrzej Koraszewski -
publicysta i pisarz
ekonomiczno-społeczny, były
dziennikarz BBC, wiceszef
polskiej sekcji BBC, i
publicysta paryskiej "Kultury",
obecnie zastępca redaktora
naczelnego portalu
Racjonalista.pl.
Marisz Szyszkowska - filozof,
polityk lewicowy, działaczka
społeczna, nauczyciel
akademicki, senator V kadencji,
była przewodnicząca RACJI
Polskiej Lewicy.
Adam Cioch - zastępca redaktora
naczelnego antyklerykalnego
tygodnika "Fakty i Mity".
Wincent Szymański - lider Ruchu
Ofiar Księży.
Zdzisław Słowik - redaktor
naczelny wydawanego przez
Towarzystwo Kultury Świeckiej
im. Tadeusza Kotarbińskiego
dwumiesięcznika "Res Humana".
Całość
przygotował i opracował:
Przemysław Prekiel
 |
|
|
 |
|
|
|