 |
ZAKROCZYM
k/warszawy.
Miasto mojego urodzenia... dwa
kościoły parafialny i ten drugi w
którym zawsze w zimę "było
cieplej... kościół Zakonu Kapucynów.
Proboszcz parafii, Ksiądz Prałat
Piotr Skura nazywany przez nas
ministrantów starym. Ksiądz Skura
sprawiał wrażenie jakby był tam od
"zawsze". Lubiłem go bo traktował
mnie jak "swojego człowieka". Czułem
się przy nim pewnie. No i będący
ciągle na "wylocie" bo zmieniający
się często wikariusze parafii,
których nazywaliśmy "młodymi".
Młodzi uważali się za wszystko
wiedzących ale tak naprawdę to tylko
my i wiedzieliśmy co dzieje się na
plebani.
W mieście jakim był Zakroczym, młody
człowiek miał tylko dwa wyjścia: stać na ulicy, pić pod kioskiem piwo i
prędzej czy później trafić do więzienia albo zostać ministrantem, spędzać
czas przy kościele, |
 |
co oznaczało w tamtych czasach, być
dobrym chłopcem.
Zawsze chciałem być tym dobrym
chłopcem, dlatego też od bardzo
młodych lat zapisałem się do
ministrantów i bardzo szybko stałem
sie ministrantem "na etat". To
znaczy, kościół plebania, żyjący tam
ludzie i ich sprawy stały się
poważną częścią mojego
rozpoczynającego się życia.
Rodzice byli ze mnie dumni. A i ja
miałem czym się pochwalić.
Przebywając z księżmi w każdy dzień,
nie tylko uczyłem się życia na innym
poziomie ale i zasób moich
wiadomości na różne tematy, w
stosunku do moich rówieśników był
znacznie większy bo pochodził z
innych niż ulicznych źródeł.
Po za tym miałem większy dostęp do
dóbr materialnych których przecież
księżom nigdy nie brakowało.
Kto wie jak moje (i innych
ministrantów) dalsze życie by się
potoczyło gdyby nie bolesne fakty
które odmieniły dobre czasy
zadowolenia i pełnie młodego życia
na wstyd i poniżenie, depresję,
nieufność, niechęć do życia,
ucieczkę do nikąd i cierpienie
trwające po dzień dzisiejszy.
Po mimo tego nie potrafię
nienawidzić. Przetrwałem... choć
było ciężko. Ale czy inni też ?
Witam,
nazywam się Wincenty Szymański.
Będąc ministrantem w parafii rzymsko
- katolickiej w Zakroczymiu, byłem
molestowany seksualnie przez jednego
z księży Wikariuszy tej parafii
księdza Czesława Maciaszka.
Obecnie w wieku pięćdziesięciu dwu
lat, żonaty, dwoje dorosłych dzieci,
zdecydowałem sie przy wsparciu i
akceptacji mojej rodziny, na podanie
do publicznej wiadomości smutnych i
tragicznych faktów jakie miały
miejsce 37 lat temu.
Biorąc pod uwagę panoszącą się
"plagę pedofilstwa" w gronie księży
katolickich i idącą za nią
deprawację młodzieży na całym
świecie moje dalsze mlnczenie stało
się dla mnie kompletną nie
możliwością.
Historia wykorzystywania seksualnego
ministrantów w parafii
zakroczymskiej i fakty związane z
nią, nie mogą być zapomniane. Smutne
fakty deprawacji seksualnej
ministrantów z tamtych lat muszą być
ujawnione w pełni, chociażby na
przestrogę innym księżom pedofilom i
popierających i ukrywających ich,
biskupów.
Jeśli moje strony internetowe
"otworzą oczy" na problem
pedofilstwa w kościele katolickim
przynajmniej jednej matce, ojcu, czy opiekunowi
i pomogą zrozumieć tragiczne w
skutkach następstwa życiowe jakie
czekają ich dzieci, jeśli doświadczą
seksualne przeżycie z księdzem
pedofilem... moje zaangażowanie
zostanie wynagrodzone a cel
osiągnięty.
Jeśli moje strony internetowe
"otworzą oczy" na problem
pedofilstwa w kościele katolickim,
przynajmniej
jednemu, młodemu człowiekowi
i pomogą mu w uniknięciu
tragicznych w skutkach następstw
życiowych, jakie czekają go, jeśli
doświadczy seksualne przeżycie z
księdzem pedofilem... moje
zaangażowanie zostanie wynagrodzone
a cel osiągnięty.
Z poważaniem
Wincenty Szymański
Toronto, Kanada, 08 października
2006
|